Prawo wodne wzbudza gorące dyskusje od kwietnia tego roku. Wtedy po raz pierwszy samorządy województw i branże zainteresowane tematem poznały zamierzenia rządu co do zmian w obowiązującym prawie. Ostateczny kształt ustawy nadal nie jest znany, więc jako kwestia wiążąca się z wielkim zainteresowaniem społecznym jest znakomitym tematem do kolejnej – trzeciej już debaty „Rzeczpospolitej” w ramach Konwentu Marszałków na Pomorzu Zachodnim.
Debatę poprowadził publicysta i dziennikarz - Marcin Piasecki, a w gronie panelistów tym razem zasiedli: wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego Jarosław Rzepa, Joanna Ślusarczyk – reprezentująca Konwent dyrektorów Zarządów Melioracji i Urządzeń Wodnych oraz Dorota Jakuta, prezes Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie.
- Koncepcja rządowa, związana także z koniecznością implementacji prawa unijnego, wzbudziła ostry protest samorządów – powiedział Marcin Piasecki. – Dlaczego?
- Obecnie mamy do czynienia już z szóstą wersją projektu. Do tej pory koncentrowaliśmy się nad stawkami za korzystanie z wód. Pokazywaliśmy wzrost określonych stawek - czasami o tysiące procent – co mogło wpływać na cenę wody. Te dyskusje, często bardzo trudne, doprowadziły do tego, że ministerstwo zrewidowało swoje podejście. Nadal jednak pozostaje wiele problematycznych kwestii do ustalenia – powiedział Jarosław Rzepa i dodawał - Mało mówiliśmy do tej pory o polityce gospodarowania wodami na terenie województw, realizowanej za pomocą wojewódzkich zarządów melioracji i urządzeń wodnych.
Decyzja o przekazaniu zarządów melioracji samorządom regionalnym zapadła po roku 1997, kiedy mieliśmy do czynienia z bardzo trudną sytuacją związaną z powodzią, która dotknęła wówczas ogromne połacie Polski. Wyraźnie widać było bezradność ówczesnych służb wobec żywiołu, uwidoczniły się wieloletnie zaniedbania w zakresie infrastruktury przeciwpowodziowej. – Padł pomysł przekazania tej sfery w kompetencje samorządów, bo sobie poradzą. I sobie poradziły. Zainwestowały setki milionów złotych w bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Obecnie jesteśmy w momencie, gdy zabezpieczyliśmy pieniądze w ramach regionalnych programów operacyjnych, zaplanowaliśmy konkretne inwestycje. W Zachodniopomorskiem mamy podpisaną umowę z Bankiem Światowym, decyzje zapadły, a czego nie mamy? – pytał marszałek Rzepa i sam odpowiedział – Pewności jutra. Od 1 stycznia miały powstać Wody Polskie, to już chyba niemożliwe. Zapanował ogromny chaos, nic nie wiadomo. Staramy się normalnie funkcjonować w nienormalnym czasie.
Dorota Jakuta podkreślała, że Polska ma obowiązek wdrożenia ramowej dyrektywy wodnej. - Ubolewam, że dokument nie został poddany konsultacjom społecznym. Branża wodno– kanalizacyjna od pierwszej publikacji projektu ustawy w kwietniu zabrała głos, który wybrzmiał wyraźnie w temacie stawek za pobór wód, ponieważ tu zapowiadała się ogromna rewolucja w odniesieniu do branży – mówiła.
Dziś opłata za pobór wód podziemnych wynosi 7 gr, powierzchniowych - 4 gr. Kwietniowa wersja mówiła o wzroście opłat za wody podziemne do 1,82 zł, zaś powierzchniowej do 82 gr. Skutki wdrożenia takich zmian, to podwyżka cen wody średnio o 30 %.
W czerwcu strona rządowa przedstawiła obniżone stawki, ale nadal prognozy w zakresie wzrostu cen wody nie były dobre, bo obliczono, że osiągną poziom 17%. Kolejne stanowisko pojawiło się w październiku, w którym proponuje się stawki 15 – 40 gr. W tym przypadku średnia podwyżka cen wody będzie się kształtować w granicy 5 %.
- I ku naszemu zaskoczeniu słyszymy z rządu, że nie będzie podwyżek cen wody. To wymaga sprostowania – alarmowała Dorota Jakuta. - Nie będzie wzrostu opłat za pobór wód, ale nie eliminuje to podwyżek za wodę i ścieki. Wszak firmy prowadzą działalność, mają kredyty, realizują inwestycje, ponoszą koszty amortyzacji, energii i inne – a więc nowe stawki mogą być przedkładane radom gmin.
Joanna Ślusarczyk tłumaczyła, że zarządy melioracji realizują zadania przypisane marszałkom przez ustawę Prawo wodne. – To z jednej strony tylko wycinek majątku gospodarki wodnej, ale to aż 2/3 majątku posiadanego przez skarb państwa. Oddanie tego majątku w trybie tak nagłym obniży rangę zadań. Znika podział melioracji na podstawowe i szczegółowe, co w praktyce oznacza, że minister rolnictwa traci kompetencje nad wodą w rolnictwie. To przecież także ochrona przed suszą – o tym zapomniano! – argumentowała.
Wskazywała także na czynnik społeczny. W zarządach melioracji zatrudnionych jest około 3 tysiące osób, które w stanie niepewności funkcjonują od kwietnia tego roku. Pani prezes mówiła wyraźnie, że brak konsultacji w tym zakresie z marszałkami jest ogromnym błędem.
- Cechuje nas odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszych mieszkańców i racjonalna polityka, również w obszarze gospodarowania wodami. Wiemy jak rozwiązywać problemy w regionie w różnych aspektach tej gospodarki. Czasem spłycamy temat mówiąc tylko o działaniach przeciwpowodziowych, ale tu jeszcze trzeba wspomnieć o retencjonowaniu wody, gromadzeniu, gdy jej jest za dużo. Udowodniliśmy, że dobrze gospodarujemy, a teraz ubolewamy, że nie jesteśmy partnerami dla rządu – mówił Jarosław Rzepa. – Od wielu miesięcy trwają spory. Pierwotne przychody, które miały zabezpieczyć funkcjonowanie nowego tworu, to dziś wydmuszka. Więc z punktu widzenia odpowiedzialności i bezpieczeństwa - ja się boję. Gdyby z nami rozmawiano, dzisiaj bylibyśmy po tym całym procesie.
Joanna Ślusarczyk dodała, że spółki wodne i nadzór nad nimi to nie jest przywilej marszałków. Samorządy mają znikome środki na te zadania, a przy ich niedoborze muszą mocno pracować, by realizować powierzone zadania. Prowadzący debatę redaktor Piasecki dopytywał, co można jeszcze zmienić w tempie wprowadzenia zmian bo z tym, że przepisy należy implementować nikt nie dyskutował. Czas mija 1 stycznia 2017 r.
- Z punktu widzenia czasu jest to nie możliwe. Już w kwietniu wiedzieliśmy, że to nie jest możliwe. Było jedno spotkanie konsultacyjne z ministrem Gajdą. Chcieliśmy okresu przejściowego, 3 letniego. Realizujemy przecież zadania wieloletnie. Tego pociągu nie możemy ot tak zmienić. Woda płynie i płynąć będzie, nie da się tak dużej zmiany zrobić szybko i bez regionów - wyjaśniała Ślusarczyk.
Uczestnicy debaty przyznali, że wiele czasu zostało zmarnowane zupełnie niepotrzebnie. - Nasze pierwsze wystąpienie do ministerstwa mówiło, że w przypadku gospodarki wodno-ściekowej nie ma potrzeby podnoszenia kwot. Analizy wskazały, że gospodarka wodno-ściekowa sama się finansuje. Branża ma stawki opłat. Dla nas nie było uzasadnienia podnoszenia opłat. Podnosiliśmy to, ale mamy świadomość pozostałych zmian. Proponowaliśmy ewolucję a nie rewolucję. – kontynuowała Ślusarczyk.
Wciąż spore kontrowersje budzi powołanie centralnego regulatora - spółki Wody Polskie. Samorządowcy nie widzą możliwości pogodzenia interesów różnych części Polski, gdzie każdy region posiada swoją specyfikę co do pozyskiwania wody czy jej oczyszczania. Kluczowa w takim przypadku jest dyskusja nad kształtem tego podmiotu i jego zadaniami. Tego także zabrakło.
- Nie zgadzam się na państwo w państwie, bo tym będą Wody Polskie. Spółka sama ustanowi przepisy i sama je wykona. Jeżeli coś funkcjonuje dobrze, to po co to burzyć. Rozumiem chęć usprawnienia, ale jeżeli dokonujemy tego w szybkim tempie to niszczymy dorobek i wprowadzamy chaos. Czekam na refleksję i konsultacje. – alarmował Jarosław Rzepa.
Do dyskusji włączył się również marszałek Województwa Zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz, który zaznaczył, że centralizacja nie służy małym ojczyznom. Szczególnie w tak wrażliwych kwestiach jak ceny opłat za wodę i ścieki. – Czy tym regulatorem cen ma być rada miasta i gminy czy może podmiot centralny? Ta dyskusja toczy się niemal od zawsze. Gdy ją rozpoczynaliśmy, nasze ceny wody i ścieków były najniższe w Europie. Obecnie średnia cena wody w Polsce dobija do średniej europejskiej. Są już nawet miejsca w Europie gdzie woda jest tańsza. Branża musi mieć świadomość, że dalsze wzrosty cen chociażby ze względów społecznych są ograniczone. Z drugie strony mamy silne ciśnienie rozbudowy infrastruktury i utrzymania standardów np. na wsi. Zdecydowanie to lokalna społeczność powinna powiedzieć: chcemy wyższych stawek za równy standard dla wszystkich lub chcemy niższych stawek i tylko część gminy z wodociągami. Nie koniecznie dobre jest zabranie tej odpowiedzialności radnym gminy. – wyjaśniał Olgierd Geblewicz.
Geblewicz przypominał, że nie wdrożona ramowa dyrektywa wodna blokuje inwestycje. - Minister Gajda jeszcze tydzień temu obiecywał nam obecność, nie dojechał. Niepokoi mnie brak merytorycznego materiału do dyskusji. Poprzedni rząd przygotował zarządzanie zlewniami, a tego głównie chce Bruksela. Poprzedni rząd starał się tak przekazać kompetencje, by rola regionów wciąż była duża. Im większe imperium stworzymy, tym więcej ono będzie nas kosztować.
Zdaniem samorządowców w zarządzaniu tak kluczowym sektorem poprzez decentralizację jest po prostu skuteczniejsza. Zwracano uwagę, że nowy podmiot nie będzie zmuszony, by dystrybucję środków w regionach prowadzić adekwatnie do ściągalności opłat z województw. Dużo trudniejsza sytuacja spotka również przedsiębiorców, producentów wód czy hodowców ryb.
- Główny nacisk powinien być położony na tworzenie dokumentów strategicznych i planistycznych. Kompetencje organów i ich przekazywanie nie są najważniejsze. - wyjaśniał Andrzej Kulik z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego.
Wśród konkluzji nie zabrakło obaw, że nowy podmiot zaniedba dorobek samorządów i wypracowane w regionach mechanizmy. Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że proponowane przez dyrektywę zmiany mogły by być przeprocesowane stosunkowo szybko, zabrakło jednak konsultacji, które usprawniły by ten proces. Podsumowując debatę, redaktor Marcin Piasecki stwierdził - Minusy zdecydowanie przeważają nad plusami. Warto apelować do ekipy rządowej o dialog.